Menu
menu

Tak więc, po ostatnim poście dowiedzieliście się skąd ta natura. Ułatwiło mi to sprawę ponieważ zwęziłem obszar nowych poszukiwań. Opowiem wam teraz jak dotarłem do rzeki Niesób.
Słucham sobie czasami wywiadów, rozmów oraz vlogów fotografów na youtubie. Ostatnio trafiłem na Martin’a Parr’a który w ramach swojej fundacji zaprasza na krótką pogawędkę angielskich fotografów. Jedną z rozmów prowadził z nieznanym mi Jem’em Southam’em, fotografem natury i pejzażu. Od razu poczułem, że ten gość to mój klimat. Otóż Southam specyfikuje się głównie w projektach długoterminowych. Interesuje go zmiana w krajobrazie, miejsca mało „atrakcyjne i spektakularne”, takie które są bardzo blisko nas. Powraca do niektórych lokacji co kilka miesięcy a nawet lat. Jest to przeżywanie natury, wpatrywanie się w nią, zbliżanie się do niej. To coś co mnie bardzo interesuje.
Southam fotografuje dużo rzek i stawów. W związku z tym przypomniało mi się jak Alec Soth fotografował Missisipi. Oby dwaj Panowie robią to instynktownie. Wyznaczają miejsce, biorą aparat i idą. Każda fotografia ciągnie następną. Taki sposób lubię i ja.

Niesób to mały strumyk który ma źródło w Parzynowie – mojej rodzinnej wiosce na południu wielkopolski. Struga, bo tak ją od zawsze nazywaliśmy kojarzy mi się z dzieciństwem. Ile tam powstało różnego rodzaju domków na drzewach, baz i tam! W głowie mam prawie każdy jej skręt.

Postanowiłem iść za tym wspomnieniem i wybrać Niesób jako moje miejsce fotografii – miejsce medytacji i odpoczynku, miejsce w którym oderwę się od tego całego tłoku w dzisiejszym świecie, miejsce w którym będę wsłuchiwał się w szum rzeki i śpiew ptaków.

Byłem tam już 3 razy. Dwa pierwsze były dosyć trudne bo nie idzie tak od razu złapać rytmu. Dodatkowo wiał, irytacja była dosyć duża. Trzeba jednak tam spędzić dużo czasu i zacząć miejscem przesiąkać żeby je zrozumieć. Dopiero później zaczynasz robić zdjęcia. Przypomniało mi się jak fotografowałem Przejście Świdnickie, niby totalne przeciwieństwo bo sam beton w środku miasta ale uczucie to samo. Coś w stylu „co ja tu robię?, od czego mam zacząć? po co mi to?”

Za trzecim razem czyli dziś, ubrałem kalosze, owinąłem się 5 razy szalikiem i poszedłem. Nie dam za wygraną bo wiem, że to pierwsze wrażenie jak w przypadku przejścia może być złudne. Nie myliłem się bo zdarzyły się dwie pozytywne sytuacje. Pierwszą pokazuje pierwsza fotografia czyli ptaki które spłoszone latały wzdłuż drzew rosnących przy rzece. Latały tak jakby z miejsca na miejsce, ciągnąc się nad rzeką długim kluczem. Coś w rodzaju przesypywanego piasku z drzewa na drzewo, ciągle nad rzeką! Zrobiłem od razu kilka ujęć, ucieszyłem się.

Drugą rzecz która mnie uradowała to zdjęcia bażanta. Jak ono powstało, skąd pomysł i dlaczego opowiem w następnym poście bo trochę się rozpisałem. Niech będzie niedosyt!

Link do rozmowy Martin’a Parr’a z Jem’em Southam’em – https://www.youtube.com/watch?v=jKKOFCBmaLk

Oraz bardzo ciekawy stream w którym dobrze przedstawia swoje podejście do fotografii – https://www.youtube.com/watch?v=8XqzUy_OX0E

Leave a reply