Początkowo postanowiłem fotografować Niesób ze statywu prawie jak aparatem wielkoformatowym. Chciałem czuć każdą klatkę, jej wyjątkowość i czas który ją naświetla. Niestety prawie robi wielką różnicę. Po raz kolejny moja natura wygrała i zacząłem chodzić na spacery z aparatem na szyji. Po prostu reaguje na wiele bodźców, wykonuje po kilka kilkanaście zdjęć w trakcie jednego spaceru. Ze statywem musiałbym o wiele więcej czasu poświęcić aby to zrobić. Dałem sobie spokój z tym udawaniem, że cyfra to aparat wielkoformatowy. Przyjdzie na to czas, może kiedyś kupi się mentora czy jakiegoś graflexa…
Odstawiłem statyw więc stałem się mobilniejszy. Wkurzało mnie ciągłe skakanie z jednego brzegu na drugi, więc zacząłem chodzić po rzece w kaloszach jak po chodniku (rzeka nie jest zbyt głęboka). Okazało się, że jest to mega relaksujące. Czujesz wodę, jej chłód i lekki prąd. Jak idziesz z prądem to trochę stajesz się jak ta woda. Wydaje mi się, że idę z tym projektem właśnie w tą stronę. Poznaję Niesób nie tylko wizualnie ale i namacalnie. Bardzo mi to pasuje.
I na koniec jeszcze jedno poznawanie Niesobu czyli dwie fotopułapkowe nowości: Pan Borsuk i Pani Sarna!
Ostatnie zdjęcie pani bażantowej i te które widzicie to zdjęcia z tak zwanej fotopułapki. Nie do końca lubię to określenie i szukam jakiejś innej swojej nazwy na ten aparat/kamerę. Jak macie jakiś fajny pomysł to napiszcie.
To urządzenie zasilane jest bateriami, ma w sobie aparat cyfrowy oraz czujnik ruchu. W momencie gdy ktoś/coś przechodzi robi zdjęcie albo nagrywa film albo jedno i drugie. Świeci też niewidzialnym dla zwierząt światłem więc mam również materiał z nocny. Mi oczywiście chodzi najbardziej o zdjęcia dlatego śmieje się, że znowu kupiłem nowy aparat a miałem już tego nie robić bynajmniej na jakiś czas!
Zainspirował mnie do tego typu fotografii artysta Stephen Gill. Wykorzystał fotopułapkę po mistrzowsku! Mianowicie po długiej pracy jako fotograf w Londynie stwierdził, że musi się stamtąd uciec. Zaczął przeszkadzać mu tłok, zbyt duży szum itd. Przeprowadził się do domu w Szwecji który usytuowany jest na środku pola gdzie jest pusto, równo i z pozoru nic się nie dzieje. Długo myślał co na tym pustym polu może stworzyć i wymyślił!
Wypatrując latające ptaki na niebie myślał jak może je ściągnąć na ziemie. Dogadał się z rolnikiem, że wbije w ziemię na środku pola duży pal aby ptaki mogły na niego usiąść. Zadziałało. Patrząc z okna kuchni widział, że zwierzęta siadają, czasami tak po prostu, czasami ze zdobyczą (np.jastrzębie).
Drugim etapem było wbicie takiego samego pala naprzeciw i zamocowanie fotopułapki. Efekt jest powalający! Możecie to zobaczyć na jego instagramie albo stronie pod zakładką „The Pillar” www.stephengill.co.uk
Ależ mi się to spodobało! Stwierdziłem, że spróbuję dodać taki element do historii o mojej rzece. Kupiłem fotopułapkę, i ustawiłem w miejsce gdzie była lekko wydeptana ścieżka przez trzcinę. Wyobraźcie sobie, że wystarczyło kilka dni i mam kunę, dwóch panów bażantów, panią bażant, lisa, przepiękną sójkę i uwaga, rudego kota mojego taty który wyszedł najwyraźniej na łowy. To jest niesamowite ile tam się dzieje! Gill mówił, że patrząc na puste pole a w moim przypadku na taką małą rzeczkę (wy sobie postawcie co tam chcecie) widzimy iluzję. Niby nic się nie dzieje a naprawdę jest tam tyle życia co w londynie.
Zależy mi na tym aby oglądając mój „Niesób” czuło się, że żyje. Mogę sfotografować spłoszone ptaki jak ostatnio albo założyć lunetę i czekać w krzakach ale to nie to samo.
W fotografii reportażowej/dokumentalnej trzeba fotografować postacie bardzo blisko szerokim kątem aby widz patrząc na zdjęcia miał uczucie jakby tam był. Przy tym trzeba się z osobami najpierw dogadać, zaprzyjaźnić, żeby zdjęcia wychodziły dobre.
Rozumiecie teraz mój zachwyt nad fotopułapką? 🙂
Tak więc, po ostatnim poście dowiedzieliście się skąd ta natura. Ułatwiło mi to sprawę ponieważ zwęziłem obszar nowych poszukiwań. Opowiem wam teraz jak dotarłem do rzeki Niesób.
Słucham sobie czasami wywiadów, rozmów oraz vlogów fotografów na youtubie. Ostatnio trafiłem na Martin’a Parr’a który w ramach swojej fundacji zaprasza na krótką pogawędkę angielskich fotografów. Jedną z rozmów prowadził z nieznanym mi Jem’em Southam’em, fotografem natury i pejzażu. Od razu poczułem, że ten gość to mój klimat. Otóż Southam specyfikuje się głównie w projektach długoterminowych. Interesuje go zmiana w krajobrazie, miejsca mało „atrakcyjne i spektakularne”, takie które są bardzo blisko nas. Powraca do niektórych lokacji co kilka miesięcy a nawet lat. Jest to przeżywanie natury, wpatrywanie się w nią, zbliżanie się do niej. To coś co mnie bardzo interesuje.
Southam fotografuje dużo rzek i stawów. W związku z tym przypomniało mi się jak Alec Soth fotografował Missisipi. Oby dwaj Panowie robią to instynktownie. Wyznaczają miejsce, biorą aparat i idą. Każda fotografia ciągnie następną. Taki sposób lubię i ja.
Niesób to mały strumyk który ma źródło w Parzynowie – mojej rodzinnej wiosce na południu wielkopolski. Struga, bo tak ją od zawsze nazywaliśmy kojarzy mi się z dzieciństwem. Ile tam powstało różnego rodzaju domków na drzewach, baz i tam! W głowie mam prawie każdy jej skręt.
Postanowiłem iść za tym wspomnieniem i wybrać Niesób jako moje miejsce fotografii – miejsce medytacji i odpoczynku, miejsce w którym oderwę się od tego całego tłoku w dzisiejszym świecie, miejsce w którym będę wsłuchiwał się w szum rzeki i śpiew ptaków.
Byłem tam już 3 razy. Dwa pierwsze były dosyć trudne bo nie idzie tak od razu złapać rytmu. Dodatkowo wiał, irytacja była dosyć duża. Trzeba jednak tam spędzić dużo czasu i zacząć miejscem przesiąkać żeby je zrozumieć. Dopiero później zaczynasz robić zdjęcia. Przypomniało mi się jak fotografowałem Przejście Świdnickie, niby totalne przeciwieństwo bo sam beton w środku miasta ale uczucie to samo. Coś w stylu „co ja tu robię?, od czego mam zacząć? po co mi to?”
Za trzecim razem czyli dziś, ubrałem kalosze, owinąłem się 5 razy szalikiem i poszedłem. Nie dam za wygraną bo wiem, że to pierwsze wrażenie jak w przypadku przejścia może być złudne. Nie myliłem się bo zdarzyły się dwie pozytywne sytuacje. Pierwszą pokazuje pierwsza fotografia czyli ptaki które spłoszone latały wzdłuż drzew rosnących przy rzece. Latały tak jakby z miejsca na miejsce, ciągnąc się nad rzeką długim kluczem. Coś w rodzaju przesypywanego piasku z drzewa na drzewo, ciągle nad rzeką! Zrobiłem od razu kilka ujęć, ucieszyłem się.
Drugą rzecz która mnie uradowała to zdjęcia bażanta. Jak ono powstało, skąd pomysł i dlaczego opowiem w następnym poście bo trochę się rozpisałem. Niech będzie niedosyt!
Link do rozmowy Martin’a Parr’a z Jem’em Southam’em – https://www.youtube.com/watch?v=jKKOFCBmaLk
Oraz bardzo ciekawy stream w którym dobrze przedstawia swoje podejście do fotografii – https://www.youtube.com/watch?v=8XqzUy_OX0E
Chciałbym się podzielić nowym pomysłem fotograficznym o naturze, lecz zanim to zrobię muszę opowiedzieć skąd tyle tej natury u mnie. Tych co nie mieli okazji obejrzeć i posłuchać skąd pomysł na ostatnią wystawie „Natura Cichonia” zapraszam tutaj.